Słyszę dźwięk budzika i wstaję.
Powoli, ciesząc się tą chwilą ciszy. Zjem coś, ubiorę się i
wyjdę na zewnątrz do tłumu fanów wykrzykujących moje imię.
Podoba mi się to co robię, momenty w których uszczęśliwiam tak
dużą ilość osób. Wiem, że oni są tu dla mnie. Ja staram się
być dla nich. Dzień jak co dzień. Dzisiaj nie mam żadnego
koncertu, więc postaram, się napisać parę wersów jakiegoś
utworu.
~ I just need somebody to love ~
~ I just need somebody to love ~
Wyszedłem z hotelu z nadzieją, że
Beliebers pozwolą mi przejść. Rzeczywiście tak zrobiły, ale w
zamian dałam im kilka autografów i porobiliśmy wspólne zdjęcia.
To co brachu, gdzie jedziemy? - spytał
się Scooter jak wsiadłem do limuzyny.
- Chodźmy na jakiegoś fastfooda, proszę. - uśmiechnąłem się do niego znacząco.
- A w hotelu się nie najadłeś? - widocznie był zdziwiony.
- Czy ty kiedykolwiek jadłeś hotelowe żarcie?
- Tak. - roześmiał się - Zaraz dokończymy, aby odbiorę. - powiedział i wyciągnął telefon z kieszeni.
Siedziałem tak z 5 minut, nawet nie wiedząc o czym gada Scooter, ponieważ mówił po włosku.
- O co chodziło? - zapytałem gdy się rozłączył.
- Dzwonili z Włoch, proszą o Twój koncert dla prezydenta.
Osłupiło mnie. Ja mam śpiewać dla prezydenta Włoch?
- Zgodziłeś się?! - krzyknąłem na cały głos.
- To Twoja decyzja. Sam musisz ją przemyśleć. Tymczasem ja muszę załatwić sprawy związane z tym, dlatego nie pójdziemy na żadne jedzenie. - trochę posmutniał, rzadko zdarza się okazja na jakiegoś hotdoga czy hamburgera.
- Dobrze, następnym razem. - uśmiechnąłem się i ubrałem czapkę – pójdę sam, trzymaj się.
~ Baby, we can go nowhere but up ~
-Poproszę jednego hamburgera. - powiedziałem do kelnerki, która mnie na szczęście nie rozpoznała.
Trochę ludzi tu było, ale na szczęście poczułem się bezpieczny. Nagle weszła piękna dziewczyna. Długie, czarne włosy, koszulka na ramiączkach na to jeansowa kamizelka i czarne legginsy. Nawet nie wspomnę o jej nogach. Jednym słowem ideał. Patrzyłem się na nią już z dobrą chwilę. Pewnie dlatego szła w moją stronę... Chwila ona szła w moją stronę!
- To ty Justin? - spytała , jakby nigdy nic.
- Tak, ale skąd wiesz?
- Kelnerka mi powiedziała. - uśmiechnęła się.
- Ale, dlaczego nie zawiadomił prasy? - spytałem zdziwiony.
- Bo jest w porządku – odezwała się kelnerka i podała mojego hamburgera. - Proszę, smacznego.
- Dziękuję, a ty czemu tu jesteś?
- Chciałam z Tobą porozmawiać. Takie marzenie. - trochę się zmieszała.
- Jesteś Belieber?
- Nie. - odpowiedziała.
- To czemu...
- Nieważne, nie zrozumiesz. Tak w ogóle to jestem Jessica Englert. - pierwszy raz się uśmiechnęła.
Byłem nią oczarowany. Rozmawialiśmy około pół godziny. Czułem jakby czas się zatrzymał. Mogłem tak z nią spędzać każdą wolną chwilę. Zakochałem się od pierwszego wejrzenia.
~ I'm falling in love all over again ~
- Proszę oto pański rachunek. - tą bardzo miłą rozmowę przerwała nam kelnerka.
Szukałem i szukałem pieniędzy , dopiero po chwili zorientowałem się , że zostawiłem portfel w hotelu.
- Mam do Ciebie prośbę, mogłabyś zapłacić za mnie. Oddam Ci, teraz niestety nie mam portfela. - miałem nadzieję, że się zgodzi.
- Chodźmy na jakiegoś fastfooda, proszę. - uśmiechnąłem się do niego znacząco.
- A w hotelu się nie najadłeś? - widocznie był zdziwiony.
- Czy ty kiedykolwiek jadłeś hotelowe żarcie?
- Tak. - roześmiał się - Zaraz dokończymy, aby odbiorę. - powiedział i wyciągnął telefon z kieszeni.
Siedziałem tak z 5 minut, nawet nie wiedząc o czym gada Scooter, ponieważ mówił po włosku.
- O co chodziło? - zapytałem gdy się rozłączył.
- Dzwonili z Włoch, proszą o Twój koncert dla prezydenta.
Osłupiło mnie. Ja mam śpiewać dla prezydenta Włoch?
- Zgodziłeś się?! - krzyknąłem na cały głos.
- To Twoja decyzja. Sam musisz ją przemyśleć. Tymczasem ja muszę załatwić sprawy związane z tym, dlatego nie pójdziemy na żadne jedzenie. - trochę posmutniał, rzadko zdarza się okazja na jakiegoś hotdoga czy hamburgera.
- Dobrze, następnym razem. - uśmiechnąłem się i ubrałem czapkę – pójdę sam, trzymaj się.
~ Baby, we can go nowhere but up ~
-Poproszę jednego hamburgera. - powiedziałem do kelnerki, która mnie na szczęście nie rozpoznała.
Trochę ludzi tu było, ale na szczęście poczułem się bezpieczny. Nagle weszła piękna dziewczyna. Długie, czarne włosy, koszulka na ramiączkach na to jeansowa kamizelka i czarne legginsy. Nawet nie wspomnę o jej nogach. Jednym słowem ideał. Patrzyłem się na nią już z dobrą chwilę. Pewnie dlatego szła w moją stronę... Chwila ona szła w moją stronę!
- To ty Justin? - spytała , jakby nigdy nic.
- Tak, ale skąd wiesz?
- Kelnerka mi powiedziała. - uśmiechnęła się.
- Ale, dlaczego nie zawiadomił prasy? - spytałem zdziwiony.
- Bo jest w porządku – odezwała się kelnerka i podała mojego hamburgera. - Proszę, smacznego.
- Dziękuję, a ty czemu tu jesteś?
- Chciałam z Tobą porozmawiać. Takie marzenie. - trochę się zmieszała.
- Jesteś Belieber?
- Nie. - odpowiedziała.
- To czemu...
- Nieważne, nie zrozumiesz. Tak w ogóle to jestem Jessica Englert. - pierwszy raz się uśmiechnęła.
Byłem nią oczarowany. Rozmawialiśmy około pół godziny. Czułem jakby czas się zatrzymał. Mogłem tak z nią spędzać każdą wolną chwilę. Zakochałem się od pierwszego wejrzenia.
~ I'm falling in love all over again ~
- Proszę oto pański rachunek. - tą bardzo miłą rozmowę przerwała nam kelnerka.
Szukałem i szukałem pieniędzy , dopiero po chwili zorientowałem się , że zostawiłem portfel w hotelu.
- Mam do Ciebie prośbę, mogłabyś zapłacić za mnie. Oddam Ci, teraz niestety nie mam portfela. - miałem nadzieję, że się zgodzi.
- Dobrze, nie musisz oddawać.
- każde słowo które wypowiedziała było perfekcyjne.
- Ale oddam, dziękuję. Mogłabyś mi podać swój numer telefonu?
Może to było dość prostackie pytanie. Może to było nie na miejscu, ale ja po prostu się w niej zakochałem i chciałem ją poznać bliżej.
- Jasne. Zapisuj 54 678 874. - spojrzała się i mnie zahipnotyzowała. - Proszę tu masz pieniądze, ja już idę.
Nie zdążyłem nawet się z nią pożegnać. Miałem jej tyle do powiedzenia, mimo , że znaliśmy się zaledwie godzinę. Zapłaciłem i wyszedłem. Była tak bardzo intrygująca, tak bardzo mi się spodobała. Wiedziałem, że muszę o nią walczyć.
~ I wish we had another time, I wish we had another place ~
Postanowiłem do niej zadzwonić, w końcu muszę jej zrewanżować wczorajszą „pożyczkę”. Wykręciłem jej numer i czekałem na odpowiedź. Niestety nie odbierała. Po chwili jednak dostałem SMSa.
*Nie mogę rozmawiać, napisz. I kto ty jesteś?*
- Ale oddam, dziękuję. Mogłabyś mi podać swój numer telefonu?
Może to było dość prostackie pytanie. Może to było nie na miejscu, ale ja po prostu się w niej zakochałem i chciałem ją poznać bliżej.
- Jasne. Zapisuj 54 678 874. - spojrzała się i mnie zahipnotyzowała. - Proszę tu masz pieniądze, ja już idę.
Nie zdążyłem nawet się z nią pożegnać. Miałem jej tyle do powiedzenia, mimo , że znaliśmy się zaledwie godzinę. Zapłaciłem i wyszedłem. Była tak bardzo intrygująca, tak bardzo mi się spodobała. Wiedziałem, że muszę o nią walczyć.
~ I wish we had another time, I wish we had another place ~
Postanowiłem do niej zadzwonić, w końcu muszę jej zrewanżować wczorajszą „pożyczkę”. Wykręciłem jej numer i czekałem na odpowiedź. Niestety nie odbierała. Po chwili jednak dostałem SMSa.
*Nie mogę rozmawiać, napisz. I kto ty jesteś?*
*Justin. Możemy się
dzisiaj spotkać?*
*19.00 Patrick St. 42*
*Dzięki*
- Witaj. - nie lubiłem sposobu w jaki na mnie wpływała.
- Cześć. Proszę to dla Ciebie. - Uśmiechnąłem się przyjaźnie.
- Dziękuję, nie trzeba było. Wchodź.
Miała bardzo intrygujący dom, pełno było w nim pamiątek. Wieczór minął ciekawie. Bardzo ciekawie. Mnóstwo tematów. Trochę więcej wina i pijana bliskość.
- Wiesz, że Cię bardzo lubię. - powiedziała i zaczęła się śmiać Jess.
- Ja Ciebie też. Masz takie piękne oczy. - przybliżyliśmy się trochę do siebie. - I włosy. - zgarnąłem kosmyk z jej twarzy.
- Myślisz? - spytała zupełnie poważnie.
- Ja to wiem.
Nie trzeba było długo czekać, abyśmy zaczęli się całować. Na początku delikatnie, próbując powoli. Później coraz bardziej namiętnie, jakbyśmy nie mogli bez siebie żyć.
~ I'm overboard and I need your love ~
Obudził mnie silny ból głowy, musiałem uporządkować wczorajsze wydarzenia. Poszedłem do Jess , miło nam się rozmawiało, polało się trochę wina i poszedłem z nią do łóżka. Złość to jedyne co teraz czuję, pomyśli, że ją wykorzystałem. Kiedy po tej nocy ją naprawdę kocham. Leżałem obok niej, widać że nie spała. Postanowiłem rozpocząć rozmowę.
- Hej, jak się spało? - zacząłem na luzie, głaskając ją po główce.
- Nie dotykaj mnie! - wrzasnęła.
Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy.
- Co ty sobie wyobrażasz?! - dokończyła. - Nie Justin, nie jestem jedną z tych dziewczyn które idą do łóżka po lampce wina. Uległam Twojemu urokowi! A mogę się założyć, że specjalnie mnie uwodziłeś! - ostatnie słowo wypowiedziała ze łzami w oczach.
- Jess, to nie tak. Spodobałaś mi się od samego początku. Zakochałem się w tobie mała. - powiedziałem i ją przytuliłem.
Potrzebna mi ta bliskość. Coś wspaniałego.
Nie do określenia.
- Jess czy chciałabyś być moją dziewczyną? - powiedziałem sam lekko zdziwiony.
- Wiesz, ja Cie bardzo lubię. Chciałabym mieć Ciebie na wyłączność. Ale obawiam się, że mówisz o tylko i wyłącznie dlatego. Że poszłam z Tobą do łóżka. - zesmutniała i zaczęła się ubierać.
- Chciałem się Ciebie wcześniej spytać. Wydaje mi się , że ten krok nas do siebie zbliżył.
- Dobrze. - odparła, nieco przybliżając się do mnie.
Znów ją poczułem. Tak bardzo chciałem ja czuć.
~ Cuz everything's gonna be alright ~
- Jess czy chciałabyś być moją dziewczyną? - powiedziałem sam lekko zdziwiony.
- Wiesz, ja Cie bardzo lubię. Chciałabym mieć Ciebie na wyłączność. Ale obawiam się, że mówisz o tylko i wyłącznie dlatego. Że poszłam z Tobą do łóżka. - zesmutniała i zaczęła się ubierać.
- Chciałem się Ciebie wcześniej spytać. Wydaje mi się , że ten krok nas do siebie zbliżył.
- Dobrze. - odparła, nieco przybliżając się do mnie.
Znów ją poczułem. Tak bardzo chciałem ja czuć.
~ Cuz everything's gonna be alright ~
Minęły już dwa miesiące, a nadal kocham Jess. Tak jak ona kocha mnie, tą swoja perfekcyjną miłością. Ona jest idealna, ma wszystko czego jej zazdroszczą. Media dobrze przyjęły nasz związek, a Beliebers jeszcze lepiej. Szczerze? Polubiły ją. Cieszę się, że mam takie fanki. Najlepsze na świecie. Kolejne spotkanie z Jessicą i kolejne sekrety, pocałunki, czułe słówka.
Zapukałem do drzwi, ale nikt nie otworzył. Planowałem jej zrobić niespodziankę. Więc kupiłem dokładnie taki sam bukiet, jaki dostała ode mnie tamtego, pierwszego wieczoru. Niestety długo mi nie otwierała, nacisnąłem klamkę, a drzwi się otworzyły. Byłem trochę na nią zły, że naraża się na takie niebezpieczeństwo. Ale następny widok był dla mnie jeszcze większym szokiem. Jess siedziała na podłodze i wdychała jakiś proszek.
- Jessica co ty robisz?! - wrzasnąłem i do niej podbiegłem.
- O Justin hihi. - gadała bardzo nieracjonalnie,. Ale w końcu była pod wpływem.
- Przestań, już, natychmiast!! - przestałem nad sobą panować.
Musiałem za wszelką cenę to od niej wyciągnąć.
- Oddaj to! - wyszarpnąłem jej z ręki torebeczkę.
- Nie!! - widocznie się zdenerwowała.
Doszło do lekkiej szarpaniny między nami. Nie chciałem jej powstrzymywać agresją, ale musiałem. W końcu nie wytrzymałem i ją uderzyłem. Oddała posłusznie narkotyki, ale zaczęła płakać. Tak mocno, że zaczynałem się o nią bać. Chciałem ją przeprosić, cokolwiek zrobić. Ale pobiegła na górę. Zostałem sam z poczuciem winy. Siedziałem tak pół godziny, dopóki nie uświadomiłem sobie, że trzymam w ręce tą torebeczkę. Tak bardzo ją kochałem, co ja zrobiłem. Nagle to potoczyło się samo! Wziąłem trochę i po chwili nie czułem już żadnego smutku. Trochę kręciło mi się w głowie, ale czułem tak pobudzającą euforię, że warto było. Siedziałem jeszcze dłużej, opróżniając całą torebkę powoli. Ciesząc się sam do siebie, krzycząc z radości. Postanowiłem pójść do Jess, wstałem. Trudno było iść, czułem że moje nogi są ciężkie. Jak ołów. Kręciło mi się coraz mocniej. Nawet nie poczułem momentu w którym upadłem.
~ I will catch you if you fall~
Poranne promienie światła muskały z lekka moją twarz. Podniosłem głowę i zauważyłem, że leżę na podłodze. Pamiętam to bardzo dobrze. Byłem taki zły, że wziąłem narkotyki. Zacząłem siebie nienawidzić, przestałem siebie szanować. Jestem już nikim. Uderzyłem osobę którą kocham ponad wszystko. Narkotyki? Staczasz się Justin. Co na to Twoi fani? Rodzina? Przyjaciele? Przecież ich też kocham, nie mogę im tego zrobić. W momentach kiedy człowiekowi jest smutno, źle, okropnie dochodzi do samookaleczenia? Każdy chce się pozbyć bólu psychicznego, tego co mu leży na sercu. Wziąłem jakieś nożyczki które leżały jak najbliżej. I zacząłem je wbijać w skórę, czekając aż poleci krew. Nie powinienem. Ale to kojące. Wiem, że to uzależnia. Ale na chwilę pomaga. Przecież zostają blizny. Ale ból fizyczny daje ukojenie.
Robiłem tak około dwa tygodnie. Rano budziłem się z świadomością, że brałem..Raniłem jak na razie tylko i wyłącznie siebie. W południe i do wieczora byłem tym Justinem co zawsze. Kochałem Jess, dawałem jej mnóstwo prezentów. Bałem się wieczorów. Tego sztucznego szczęścia. Potrzebowałem pomocy. Czasami razem z Jess siadaliśmy i wspólnie ''zaliczaliśmy'' ranki i wieczory. Moja miłość do niej z dnia na dzień była coraz bardziej silniejsza. Ale chciałem to przerwać. Musiałem.
- Jessica , musimy zakończyć nasz związek. On doprowadza do wspólnego wyniszczenia. Idę na odwyk za nim nie jest za późno. Za miesiąc trasa, nie mogę zawieść wszystkich osób które mnie wspierają. Moim zdaniem też powinnaś poprosić specjalistę o pomoc. I jeszcze jedno mimo że kończę ten związek to i tak jesteś najjaśniejszym promykiem, perfekcyjną dziewczyną z kawiarni. Kocham Cię.- powiedziałem jej to, długo nad tym myślałem, ale w końcu się udało. Oczekiwałem od niej jakiejkolwiek odpowiedzi, ale ona tylko zatrzasnęła drzwi.
~ You are only one who can save me ~
„Drogi Justinie
Piszę
to w liście, ponieważ nie mogę Cię zobaczyć, Gdybym choć na
chwilę spróbowała z Tobą porozmawiać w rzeczywistości, obawiam
się, ze mogłabym wariować. Wiesz jaki jesteś dla mnie idealny?
Pewnie nie. To ci opowiem. Każdego dnia powtarzałam sobie jakie to
mam szczęście, posiadać takiego chłopaka. Jak ty. Jus nawet nie
wiesz jak Cię mocno kocham. I te Twoje oczka, idealne usta,
perfekcyjne ciało, ułożone włosy. Całego Ciebie. Wiem też, że
niestety nie możemy być razem. Chcesz wyjść na prostą, rozumiem
Ciebie tak bardzo, jak nienawidzę siebie. Mam nadzieję, że już z
tego wyszedłeś. Ja nadal w tym siedzę. Sama. Z jednej strony
dobrze, że odszedłeś. Dasz radę, nie polegniesz. Będę w Ciebie
wierzyć. Musisz tylko zapomnieć o tych rankach i wieczorach. Z
drugiej strony źle, że Cię nie ma. Nawet nie wiesz jak bardzo za
Tobą tęsknie. Potrzebuję Cię. Twojego dotyku. Nie pójdę na
odwyk bo nawet gdy skończę z uzależnieniami to i tak będę
cierpieć. Nie mam już dla kogo żyć, oddychać, śmiać się,
płakać, krzyczeć, mówić, śpiewać. Po prostu nie mam. Pokaż na
co się stać. Dasz radę. Nigdy o Tobie nie zapomnę i mam
nadzieję,. Że ty też nie.
Jessica”
Leciała mi łza za łzą, gdy to przeczytałem. Kochałem ją zdecydowanie za mocno. Cierpię, dam radę i mimo wszystko będę w nią wierzyć.
To był chyba Londyn, oglądałem wiadomości z USA przed pójściem spać. Jak zawsze w trasie. Gdy usłyszałem paraliżującą wiadomość.
„Jessica Englert popełniła samobójstwo. Czyżby przez to, że rzucił ją Justin? Na razie...”
Nawet nie miałem ochoty tego słuchać. Tą noc spędziłem płacząc i wykrzykując jej imię.
~ There's nothing like us ~
Słyszę dźwięk budzika i wstaję. Powoli do mnie dociera, że jej nie ma. Nie wiem czy się uśmiechnąć, że ona już nie musi cierpieć. Czy mam cierpieć dlatego że ona nie może już się uśmiechnąć. //Horanowa♥